2017-10-17     Antonii, Ignacego, Wiktora     "Nie depcz smutkowi po piętach bo się może odwrócić" - Autor nieznany    
Św. KingaZakon Sióstr KlarysekKlasztor starosądeckiGaleriaKontaktAktualnościUroczystości ku czci św. Kingi
Św. Kinga w Pieninach

15.

 

ŚWIĘTA KINGA W PIENINACH

 

            Najwięcej legend wokół postaci św. Kingi wytworzyło się w związku z jej pobytem w Pieninach. Legendy dotyczą budowy zamku, ubogacenia Pienin roślinnością i ptactwem, powstaniem nowych źródeł, zdarzeń towarzyszących św. Kindze w czasie ucieczki przed Tatarami, okolicznościom towarzyszącym obronie zamku w Pieninach.

            Sięgając do najstarszych żywotów św. Kingi znajdujemy następujące teksty:

            "W czasie ucieczki przed Tatarami siostry, młodziutkie dziewczęta przekazywano różnym ludziom w tym i kmieciom, żeby je dla zachowania życia odstawili na wozach do zamku zwanego Pieniny. Kmiecie zaś zniechęceni z powodu zbytniego ciężaru podatków i przejęci bojaźnią śmierci, niektóre młodziutkie siostry porzucili na śniegu, w lasach i niebezpiecznych miejscach i tak je zostawiwszy uciekli. One zaś znalazły się w obliczu śmierci, rzewnymi głosami ze łzami zawodząc jak dzieci płakały; były to mianowicie: Zofia, Klara Michałowa, Salomea. Wszystkie siostry dzięki Opatrzności Bożej i zasługom szczęsnej Pani jawnie uniknęły niebezpieczeństwa śmierci i w pełni zdrowe do Pani powróciły"[1].

            "Gdy nawała tatarska się wzmagała, całą ziemię rzezią swej wrogości wstrząsnęła, szczęsna Pani wszystkich kapłanów, którzy byli wówczas razem z nią w zamku, tak zakonnych jak i świeckich zachęcała aby z gorliwością odprawiali Mszę św. i odmawiali pacierze kapłańskie, a siostry i wszystkich zgromadzonych umacniała w pobożności i wierze; dodawała ducha rycerzom swoim i wszystkim innym (mężczyznom), aby bez lęku plemieniu niewiernemu mężnie i dzielnie się przeciwstawiając bronili zamku i samych siebie. I to wszystko spełniło się w przedziwny sposób. Gdy Tatarzy we wrogich zamiarach przystąpili do zamku, nie wyrzucili w jego stronę żadnego pocisku, ani żadnej strzały, napełniając podziwem tych, którzy na to patrzyli; a to się działo dzięki zasługom szczęsnej Pani"[2].

            Drugi żywotopisarz na temat ucieczki i pobytu św. Kingi w zamku pienińskim tak pisze: "Tak wielkiego i niebezpieczeństwa i okrucieństwa pogańskiego chcąc służebnica Chrystusowa ujść z siedemdziesiąt swoich towarzyszek zakonnic Chrystusowych i ze dwiema siostrami rodzonymi Jolentą Bolesława Pobożnego księcia Kaliskiego i Konstancją Lwa Ruskiego Książęcia pozostałymi z klasztora i miasteczka swego Sącza, której żadnej obrony nie miało do zameczku Pienin nad Dunajcem położeniem i murem warownego ujechała, a iż wiele wozów i podwodów dla wszystkich zakonniczek z klasztora być nie mogło, a poddani klasztorni, którym ten odwóz sióstr był nakazany, nagłą trwogą i ogłoszeniem bliskiego niebezpieczeństwa przestraszeni w pół drogi śnieżystej i w wielkim niebezpieczeństwie zakonniczki porzuciwszy, po górach, lasach jako kto mógł na płacz i prośby białogłowskie nic nie dbając rozpierzchnęli się. Widząc się być opuszczone i w wielkim niebezpieczeństwie położone, gdyż już i huk Tatarów goniących blisko słychać było, udały się do pomocy, ratunku dobrodziejki i przełożonej swojej B.Kunegundy, choć odległej i na zamku w Pieninach z starszymi zakonnicami będącej, której przyczynie smutnymi i serdecznymi głosy pilno się i nie daremnie poruczały. Albowiem za jej zasługą i modlitwą Zofia, Klara, Salomea i inne wszystkie siostry, choć zewsząd wojskami pogańskim otoczone i prawie w rękach ich były, zdrowo jednak i cało i bez najmniejszego urazu do zamku Pienin do matki i patronki swej przybyły z wielkim zdumieniem i podziwieniem wszystkich, że tak dziwnie okrutnych ręku pogańskich uszły, co one służebnicy Chrystusowej Kunegundy zasłudze i świątobliwości, której się poruczały przypisowały i przyznawały..."[3]

            "...będąc poniekąd poruszona św. Kunegunda dobrą im otuchę i pewną nadzieję o prędkim ratunku Boskim i wybawieniu z tego niebezpieczeństwa uczyniła, tylko, żeby się same do tego miały, a ufność w Panu niebieskim pokładały. Zatym się sama do gorącej i płaczliwej modlitwy udała, za którą one niezliczone wojska tatarskie potężnie szturmujące od zamku odegnała i rozproszyła, natychmiast bowiem nagłym strachem potrwożeni i jakoby szaleni, rozumiejąc, że im nierówno i że ich bardzo pogromiono zapomniawszy się i srogości swojej pogańskiej od zamku wielkim pędem uciekali i w głos to sobie przyznając i wyznawając, że nie ludzką jaką bronią, ale zakrytą niebieską mocą byli potrwożeni i odegnani"[4].

            Do wyżej przytoczonych tekstów Frankowic jeszcze dodaje: "Nadmieniło się wyżej jako sługa Boska podczas tatarskiego na Polskę najazdu na zamek Pieniński blisko Tatarów święte wiodła swoje Zgromadzenie i Bogu zrodzone córki i sama z rodzonymi swoimi świątobliwy żywot prowadzącymi, Konstancja i Jolenta tamże się umknęła, kędy mieszkając dość długi czas, póki z królestwa ta szarańcza pogańska nie ustąpiła, po górach, polach i przerwach nieurodzajnych przechodziła się, widząc płonne, beztrawne i niepożyteczne, na których trawa ani żadne inne nie roiły się zielska, tę im u Oblubieńca Niebieskiego uprosiła łaskę, że odtąd jakoby rayską zazieleniły ozdobą. Swoją albowiem panieńską ręką różne na ten czas zasadziwszy kwiateczki dotąd je Boska konserwuje na tamtych miejscach łaska. Jest dotąd co widzieć po tamtych górach, jako rozmaite wonne kwiecia: fijołki, goździki, majerany, tulipany, rozmaryny i inne ogrodne wyrastają ziela, które na wiosnę zaraz każdorocznie ona niepłodna przedtym dostatecznie wydaje ziemia. Nie tylko na ludzką zabawę, ale też na rozmaite lekarstwa dla zdrowia ludzkiego do aptek potrzebne, których lubo tam nikt nie opatruje i owszem zawsze bydłem je opasają, dotąd jednak przez tak wiele set lat rodzić ich nie przestają z głośnym, jasnym czystości Panieńskiej Sługi Bożej świadectwem"[5].

            Zarówno anonimowy autor najstarszego życiorysu św. Kingi a za nim Jan Długosz w związku z trzecim najazdem tatarskim podają fakty dotyczące Kingi, które zgodne są ze źródłami historycznymi. Jedynie Frankowic powtarzając to, co powiedzieli poprzednicy dodaje legendarną tradycję o tym, jakoby wyjątkowa roślinność w Pieninach została zasadzona przez św. Kingę i utrzymuje się po dzisiejszy dzień.

            Na tle faktów historycznych narastały z biegiem czasu liczne legendy świadczące o wybujałej fantazji autorów.

            Autor najstarszego życiorysu św. Kingi przekazał fakty związane z trzecim najazdem Tatarów na Polskę w sposób prosty, suchy, ograniczając się do niewielu szczegółów, co czytelnika utwierdza w przekonaniu, że opis ten jest wolny od jakiegokolwiek legendarnego elementu.

            Szczęśliwe dotarcie do zamku pienińskiego trzech najmłodszych zakonnic wobec grożącego im niebezpieczeństwa ze strony Tatarów jest stwierdzeniem jak wielkie zaufanie miały siostry do świątobliwej fundatorki. Przekonane były bowiem, że ze względu na jej świątobliwe życie Pan Bóg dokona cudownego ich ocalenia ze względu na wstawiennictwo św. Kingi, co w rzeczywistości uznały za cud.

            A teraz spójrzmy na wielkie wymieszanie nielicznych faktów historycznych z narastającymi przez wieki legendami.

 

A/ BUDOWA ZAMKU W PIENINACH

 

            Według tradycji przekazywanej z pokolenia na pokolenie zamek w Pieninach został zbudowany w 1257 r. przez Bolesława Wstydliwego. Widocznie wcześniej musiał istnieć przynajmniej jakiś gród obronny gdyż Długosz wspomina, że w latach 1241 - 1243 Bolesław Wstydliwy wraz z św. Kingą i swoją matką przebywał jakiś czas w czasie najazdu Tatarów, a więc już wtedy musiał istnieć jakiś obronny obiekt zapewniający bezpieczeństwo parze książęcej.

            W obecnej dobie możemy jedynie stwierdzić, że na lewym brzegu Dunajca w okolicach miasteczka Krościenka znajdują się malownicze ruiny zamku o takiej samej nazwie jak i góry, u podnóża, których przepływa wartko rzeka. Ruiny te świadczą, że była to niegdyś strażnica, dosyć obszerna na to, by schronić się w niej mogła ludność okoliczna w przypadku najazdu wroga. Przebywała, więc tam zapewne stała załoga wojskowa. Zamek ten zwał się niegdyś Pieniny, a choć niewiele pozostało z niego i jego dawniejszej świetności, zachował się on w pamięci potomnych, jako jeden z tych, którymi niegdyś władała przesławna księżna Kinga z małżonkiem swym Bolesławem Wstydliwym[6].

            Na skalistym północnym zboczu lewobrzeżnej góry, wznoszącej się strono nad lasami, można zobaczyć pozostałości kamiennego muru, który za czasów pani krakowsko sandomierskiej zamykał teren zamku. Oko miłośnika naszych dziejów dostrzeże w tym obwarowaniu zarysy bramy, a wewnątrz pierścienia murów ślady trzech budynków przymurnych. Nie widać tam jednak niczego, co świadczyłoby o tym, że zamek Pieniny był także rezydencją książęcą, a więc miejscem urządzonym z pewną okazałością i wygodą. Źródła mówią, że budowę podjęto około 1257 r. /.../ Czas nieprzyjazny okazał się dla strażnicy. Kamienna warownia, bowiem niedługo cieszyła się swoim zaszczytnym zadaniem: oto w wieku XV została zburzona i nigdy jej nie odbudowano. Nie wiemy czy padła ona ofiarą jakichś zamieszek między rycerzami czy może najazdu wroga[7].

            Odnośnie budowy samego zamku Pieniny powstała legenda, że na skutek modlitwy św. Kingi aniołowie z niebios na skrzydłach latając naznosili na szczyt wzniesienia kamieni na budowę zamku, gdyż ludzie nie byliby w stanie na tak strome wzniesienie wynieść materiał budowlany[8].

            Dla ludzi prostych, przywykłych do ciężkiej pracy, trudno było zrozumieć, w jaki sposób ludzie mogli w owych czasach wytransportować tak wielką ilość głazów na bardzo stromy szczyt górski, na którym wybudowany był zamek. Dojście do niego było bardzo utrudnione, a jedyna ścieżka prowadząca na szczyt wzniesienia do zamku była bardzo stroma i wąska. Stąd to powstała legenda, że tylko przy szczególnej pomocy Boga i za pośrednictwem gorącej modlitwy św. Kingi, aniołowie zgromadzili na szczycie wzniesienia materiał budowlany.

            W legendzie tej kryje się inna prawda, a mianowicie osobista świętość, a przede wszystkim wielkie zaufanie Bogu i duch modlitwy u św. Kingi, oraz głęboka wiara, że Pan Bóg udziela szczególnych łask tym, którzy z wielką ufnością zwracają się do Niego.

 

B/ LEGENDY ZWIĄZANE Z UCIECZKĄ ŚW. KINGI DO PIENIN

 

            Jak już wyżej było wspomniane św. Kinga na wieść o zbliżającej się nawale tatarskiej postanowiła schronić się w zamku Pieniny wraz ze swymi siostrami Konstancją i Jolentą z siedemdziesięcioma zakonnicami, duchowieństwem i niewielką liczbą poddanych. Jak mówi legenda poddani klasztorni, mieszkańcy wsi, które stanowiły wyposażenie klasztoru klarysek w Sączu mieli obowiązek służyć swoimi końmi i wozami Pani Sądeckiej, Kindze.

            W miejscowości Kodcza poddani św. Kingi słysząc okrzyki nadjeżdżających Tatarów porzucili Kingę i jej towarzystwo uciekając w przestrachu. Św. Kinga zadecydowała, że muszą wszystkie iść pieszo mimo śniegu i tworzącego się na podmokłych terenach błota. Między dzisiejszym Miodusiem a Krościenkiem przeprawiły się przez Dunajec. Dalej nie mogły już iść ze względu na zmęczenie.

            Św. Kinga posłała ludzi do Krościenka, aby mieszczanie użyczyli jej i towarzyszącym jej osobom, by wszyscy mogli się dostać do zamku Pieniny. Mieszczanie odmówili pomocy.

            a/ Reakcja św. Kingi na wieść o odmowie.

Jak mówi legenda, kiedy św. Kinga dowiedziała się, że mieszkańcy Krościenka odmówili pomocy, wtedy w swej bezradności bardzo płakała i przeklęła Krościenko i ich mieszkańców, życząc im, by jego mieszkańcy nie mieli koni i chodzili bez butów. Przekleństwo ziściło się, gdyż gospodarze w Krościenku nigdy nie mogli dochować się dobrych koni, któreby z pożytkiem służyły właścicielom.

            Trzeba zaznaczyć, że taka postawa w wyobrażeniu ludu nie licuje z osobistą świętością św. Kingi. Ta, która spieszyła z pomocą potrzebującym, którą zwano nie panią, lecz matką, która odznaczała się praktyczną miłością bliźniego, chętnie przebaczała doznane krzywdy i szukała sprawiedliwości, nie mogła przeklinać mieszkańców, którzy podobnie jak ona znaleźli się w trudnej sytuacji ratowania się przed najazdem Tatarów. Oni ratowali swoje życie, wywożąc dobytek ze swoich siedzib, myśleli o sobie, ale z konieczności, gdy zagrażało im wielkie niebezpieczeństwo.

            W bezradności mogła św. Kinga płakać, ale nie można jej przypisywać przekleństwa czy złorzeczenia, bo to jest raczej przejawem tych, którzy tworzyli legendę, ale nie faktami z życia świętej.

 

C/ ŹRÓDEŁKO

 

            Kiedy mieszkańcy Krościenka odmówili św. Kindze pomocy, wtedy płakała, żaliła się przed otoczeniem, a skargi swoje pisała palcem na twardym kamieniu. Ziemia ulitowała się nad św. Kingą. Zebrała jej łzy i powstało niewielkie źródełko małymi kroplami ściekające do pobliskiej rzeki Dunajec, zlitował się nad św. Kingą kamień, na który spadły jej łzy i zmiękł i po dziś dzień nosi na sobie nieczytelne ślady pisanych przez nią żalów. Przyszłe pokolenia żałując postępowania swoich przodków postawiły tam kapliczkę między Krościenkiem a Szczawnicą.

            W roku 1861 kiedy budowano drogę szczawnicką, wyłamano owe kamienie z napisami św. Kingi, w tym też czasie znikło źródełko, z którego jak wierzyła ludność miejscowa i okoliczna płynęła cudowna woda lecząca choroby oczu[9].

            Trzeba zaznaczyć, że ziemia sądecka posiada wiele dużych i małych źródeł, wypływających nawet na znacznych wysokościach terenu i dlatego chociaż wiele z tych źródeł posiada w sobie różne zasoby mineralne, to jednak nie pretendują do miana cudownych.

            Czynniki atmosferyczne żłobią kamienie nadrzeczne w przedziwny sposób, mogą więc być i ślady na kamieniach podobne do ludzkich zapisków, ale to się da wytłumaczyć w sposób naturalny i nie musimy uciekać się zaraz do cudu, do działania wbrew prawom natury.

 

D/ OPÓŹNIENIE POŚCIGU TATARÓW

 

            Legenda mówi, że kiedy św. Kinga usłyszała głosy pędzących za nią Tatarów wtedy rzuciła za siebie grzebień. Natychmiast wyrosły gęste i wysokie lasy, które na jakiś czas utrudniły Tatarom pogoń za uciekającą Kingą i towarzyszącymi jej osobami.

            Kiedy znów Tatarzy byli blisko uciekającej Kingi rzuciła ona wtedy różaniec i natychmiast wzniosły się skały pienińskie tak, że zakryły św. Kingę i jej orszak. Pogoń tatarska zbliżała się coraz bardziej do orszaku św. Kingi wtedy ona rzuciła zwierciadło, które się zamieniło w wodę. Św. Kinga uciekała między wzniesieniami górskimi Pienin a woda płynęła za nią i Dunajec przegryzł się poprzez Pieniny z podziemnych koryt. Dawniej bowiem płynął głęboko pod niektórymi wzniesieniami górskimi, a kiedy lustro wody opadało, to rzeka cofała się w górę zalewając osiedla ludzkie. Dopiero Kinga przeprowadziła Dunajec między zboczami górskimi uciekając w Pieniny. Widząc więc Tatarzy szeroko rozlaną rzekę zawrócili na jakiś czas[10].

            Tę samą legendę przedstawia nam Szczęsny Parasiewicz, zaznaczając, że św. Kinga widząc niebezpieczeństwo tatarskie rzuciła najpierw niebieską wstążkę okalającą jej suknię i pojawiła się wzburzona rzeka, potem rzuciła laskę i pojawił się gęsty las świerkowy, w końcu rzuciła swoją książęcą koronę, z której natychmiast powstały wyniosłe góry niby wał nieprzebyty[11].

 

A co na ten temat mówi historia?

 

            W świetle dokumentów wystawionych przez św. Kingę możemy stwierdzić, że w dniu 30 marca 1276 r. św. Kinga przebywając w Nowym Korczynie, jako pani ziemi sądeckiej pozwoliła na lokację wsi Gołkowice Henrykowi Scikowi i Henrykowi od św. Władysława na prawie magdeburskim. W dokumencie zaznaczyła, że tych, którzy osiedlą się na terytorium tej wsi i powiększą obszar ziemi uprawnej przez wykarczowa­nie lasu będą zwolnieni przez trzynaście lat od płacenia należnych podatków[12].

            Skoro więc ziemia sądecka była tak bardzo zalesiona, trudno przypuszczać by okolice Pienin były pozbawione lasów.

            Z powyższej legendy należy wysunąć wniosek, że Tatarzy nie znając dobrze terenu i w dodatku jeszcze zalesionego, a nadto drogi do ukrytego w lesie zamku przez to samo opóźniali swoją pogoń.

            Nie można także wykluczać w tym wypadku działania Bożego, na skutek wielkiej ufności św. Kingi w Opatrzność Bożą, co okazało się wielce skuteczne w ucieczce przed pościgiem Tatarów.

            Jak wiadomo Pieniny są zbudowane z jurajskich wapieni rogowcowych, krynoidowych i mulistych Posiadają stoki asymetryczne. Od strony północnej łagodnie schodzą ku dolinie rzeki Krośnicy, a od strony południowej urwiste opadające do Dunajca. Obok tych falistych garbów i kop występują iglice i turnie o ostrych zarysach[13].

            Kiedy weźmiemy pod uwagę sam układ górskich wzniesień i kształt Pienin, łatwo możemy stwierdzić, że nie tylko las otaczający i pokrywający Pieniny, ale i same wzniesienia były czynnikami utrudniającymi nie tylko widoczność, lecz także możliwość szybkiej pogoni za uciekającymi. Nie musimy więc w takim wypadku, jak to czyni legenda, uciekać się do cudownych wydarzeń, ale tłumaczyć wszystko w sposób naturalny.

            Rzeki w średniowieczu i później zawsze stanowiły naturalną przeszkodę w walkach i podjazdach ze strony wrogów. Nic też dziwnego, że i rzeka Dunajec na jakiś czas powstrzymała Tatarów, zanim dotarli do zamku w Pieninach. Trudno przypuszczać albo uznawać legendę za prawdę odnośnie faktu, że dopiero od r. 1287 stał się groźną dla ludności rzeką i wijącą się między wzniesieniami Pienin. Powyższe twierdzenie należy włączyć jedynie do legend.

 

E/ OBRONA ZAMKU W PIENINACH

 

            W żywocie św. Kingi zaznaczone jest, że kiedy Tatarzy oblegali zamek w Pieninach święta nie tylko sama się modliła o uratowanie życia i uwolnienie od grożącego niebezpieczeństwa, ale zachęcała duchowieństwo diecezjalne i zakonne by ustawicznie sprawowali Najświętszą Ofiarę i odmawiali pacierze kapłańskie, siostry i wszystkich chroniących się na zamku umacniała w wierze i pobożności, a rycerzy i zdolnych do obrony zamku utwierdzała w odwadze i męstwie, aby bez trwogi przeciwstawiali się ludziom niewiernym i pogańskim broniąc zamku. Postawa św. Kingi sprawiła, że zamek w sposób cudowny obronił się przed nawałą tatarską[14].

            Stanisław Rosół[15]- Święta Kinga, jej klasztor i miasto Stary Sącz, Nowy Sącz 1892. Wskazując na skuteczność modlitwy św. Kingi zaznaczył: "Mimo więc pory zimowej i dróg nieznanych, lesistych okolic (Tatarzy) całą chmarą nadbiegli w Pieniny. Otoczyli zameczek dookoła i mnóstwem strzał zasypali oblężonych. Bóg jednak dopuścił, że strzały mijały zameczek, a tymczasem nadeszła straszna burza Karpacka, która zwyrywała całe drzewa z korzeniami i odłamy skał, waląc to wszystko pośród odgłosów piorunów na głowy oblegających /.../ Tatarzy /.../ cofnęli się do Starego Sącza". Tenże sam autor dodaje, że "Tatarów spotkała krwawa łaźnia, której się nie spodziewali; wódz węgierski Jerzy Soos z tysiącem swoich walecznych towarzyszy jak chmura wisiał ustawicznie nad głowami Tatarów, znosząc, gdzie było można ich oddziały /.../ Niepowodzenie swoje przypisywali Tatarzy czarom św. Kunegundy i nigdy już nie odważyli się dotrzeć do tych okolic".

            Z faktu obrony zamku Pieniny przed Tatarami łatwo możemy stwierdzić jak legenda skutecznie przenika historię. Nie ulega wątpliwości, że sam fakt oblężenia zamku budził lęk u oblężonych o własne bezpieczeństwo i życie. Oblężeni nie mogli liczyć na pomoc księcia krakowskiego Leszka Czarnego. W najstarszym życiorysie św. Kingi znajduje się dopisek napisany inną ręką w późniejszym czasie, że książę Leszek Czarny chroniąc się przed Tatarami na Węgry, odwiedził po drodze św. Kingę w zamku pienińskim i na kolanach błagał ją o modlitwę za siebie i za kraj[16]. Dopisku tego nie znał jeszcze Jan Długosz, gdyż o Leszku Czarnym nie wspomina, natomiast tłumacz dzieła Długosza na język polski ks. Przecław Mojecki wspomniał o pobycie na zamku pienińskim księcia Leszka Czarnego[17].

            Wiadomo jest ze źródeł historycznych, że Leszek Czarny schronił się przed Tatarami na Węgrzech, wobec tego ziemia sądecka nie mogła liczyć na obronną pomoc. Tatarów nękali wojną podjazdową Węgrzy w celu obrony własnego kraju i zapuszczali się nawet poza granice własnego kraju.

            Skoro najazd tatarski miał miejsce zimą trudno sobie wyobrazić zaistnienie burzy z piorunami, która wyrywałaby z korzeniami drzewa i odrywała skały przykryte warstwą śniegu.

            To już fantazja autora przemawia za tym, że Tatarzy zabijali samych siebie, gdy puszczali strzały na zamek i nie trafiały w broniących się oblężonych, ale przechodziły ponad zamkiem i trafiały w Tatarów znajdujących się i szturmujących zamek od drugiej strony.

            Św. Kinga była osobą bardzo energiczną, dlatego w czasie oblężenia wykazywa­ła swoje organizatorskie uzdolnienia. Zachęcała jednych do modlitwy i ofiary, innym dodawała męstwa, jeszcze innych zachęcała do wielkiej ufności w Opatrzność Bożą. Nie możemy więc wykluczyć na skutek takiej postawy św. Kingi interwencji Bożej, bo bez woli Bożej nic się nie dzieje, ale Pan Bóg wysłuchując tych, którzy z ufnością uciekają się do Niego, posługuje się środkami naturalnymi a rzadko sprawia cud. Tak więc nie tylko samo usytuowanie zamku pienińskiego stwarzało trudności w zdobyciu go przez Tatarów, ale także wojny podjazdowe wojsk węgierskich przyczyniły się do tego, że Tatarzy zrezygnowali z oblężenia zamku i udali się w inne strony.

 

F/ INNE LEGENDY ZWIĄZANE Z UCIECZKĄ KINGI DO PIENIN

 

            Powstające legendy nie zawsze liczyły się z faktami historycznymi i dlatego umieszczone fakty w innej porze roku, oraz zachowanie się poszczególnych osób w odmienny sposób niż to czynił ogół ludności budzą zastrzeżenia odnośnie historyczności tychże wydarzeń.

 

            a/ Rolnik nazwiskiem Kras.

 

            Kiedy św. Kinga oczekiwała na pomoc mieszkańców Krościenka, w pobliżu orał pod zasiew zboża pole człowiek nazwiskiem Kras. Św. Kinga zwróciła się do niego z prośbą o pomoc. Rolnik wyprzągł woły od pługa i wywiózł św. Kingę na zamek Pieniny, za co mu błogosławiła, żeby mu zawsze rodziło się w polu.

            Mimo wieści, że nadciągają Tatarzy Kras w prostocie ducha i czystości sumienia bez żadnego lęku o bezpieczeństwo swojego życia wyszedł następnego dnia na rolę, aby dokończyć zaczętą pracę orania pola i siania zboża. Błogosławieństwo Kingi urzeczywistniło się gdyż tym tam gdzie posiał zboże poprzedniego dnia, zboże przez noc powschodziło. Kiedy Kras zastanawiał się nad tym cudownym zdarzeniem nadjechali Tatarzy i pytali czy przechodziła tędy Kinga, odpowiedział im, że tak, ale przechodziła wtedy, kiedy on siał zboże. Tatarzy wobec takiej odpowiedzi byli przekonani, że skoro musiał upłynąć odpowiedni czas od zasiania do powschodzenia zboża, to już nie dogonią św. Kingi i dlatego udali się do Krościenka, czekając na resztę wojennych towarzyszy, by z większą siłą uderzyć na zamek pieniński, który koniecznie chcieli zdobyć, by wzbogacić się skarbami, jakie w ich mniemaniu zabrała ze sobą św. Kinga z klasztoru sądeckiego, by je zabezpieczyć[18].

            Inna legenda mówi, że rolnikiem siejącym zboże był Salomon Kok. Kiedy siał zboże zbliżyła się do niego niewiasta umęczona, bosa, w potarganej odzieży. Siadła na kamieniu i powiedziała do niego: Człowieku, jak dziś siejesz, tak jutro przychodź pszeniczkę kosić. Kok roześmiał się, nie wierzył, ale następnego dnia poszedł na pole i zobaczył, że pszenica już jest dojrzała. Zabrał się więc do koszenia. Wtedy nadjechali Tatarzy i pytali czy przechodziła tędy św. Kinga. Odpowiedział twierdząco, a kiedy pytali jak dawno temu przechodziła, powiedział, że wtedy, kiedy siał pszenicę. Tatarzy widząc dojrzałą pszenicę zawrócili z drogi i zaniechali pogoni św. Kingi[19].

            Historia dostarcza nam zgoła innych faktów, a mianowicie, że najazd Tatarów miał miejsce w zimie.

            Ludzie na wieść o najeździe Tatarów uciekali w niedostępne góry, w gęstwiny leśne, unosząc z sobą konieczny dobytek i środki do podtrzymania życia na dłuższy okres czasu. Wiedzieli z dawnych opowieści, że Tatarzy mordują dzieci i starców, młodzieńców i dziewczęta zabierają w jasyr, dlatego jak mogli tak ratowali się, by nie spotkać się z najeźdźcami. Wobec faktów historycznych niezrozumiałe jest zachowanie się Krasa czy Salomona Koka, którzy spokojnie zachowują się wobec wiadomości o najeździe Tatarów, rozmawiają z nimi mimo nieznajomości języka, pozostają bez żadnych urazów swobodnie na swej roli.

            Jeszcze bardziej nieprawdziwe wydaje się to, by zasiane zboże przez jedną noc wykiełkowało i zazieleniło rolę, albo zasiane zboże przez jedną noc stało się tak dojrzałe, że można je było następnego dnia już kosić.

 

            b/ Łąkta Mała otrzymała wodę za wstawiennictwem św. Kingi.

 

            Z ucieczką św. Kingi przed Tatarami do zamku Pieniny łączy się legenda o uzyskanej wodzie w Łąkce Małej dla pozbawionych tego skarbu mieszkańców tej miejscowości, dzięki św. Kindze. Legenda mówi, że św. Kinga wśród skarbów, jakie przywiozła sobie do Polski z Węgier jako wiano małżeńskie znajdował się sznur paciorków kamiennych, naturalnie szlifowanych, które zbierali pasterze i przekazywali na dwór królewski na Węgrzech. Św. Kinga bardzo lubiła te swoistego rodzaju korale i chociaż nie lubiła się stroić i ozdabiać kosztownościami, to jednak z chęcią nosiła na szyi te paciorki.

            Kiedy przybyła do miejscowości Łąkta Mała zauważyła bardzo smutny krajobraz. Nie było bydła pasącego się na łąkach, nie można było dostrzec polnych kwiatów, a ludzie byli smutni i przygnębieni. Przyczyną tego był brak wody w samej miejscowości i okolicy. Ludzie miejscowi użalali się przed księżną św. Kingą, że bardzo cierpią z powodu braku wody. Księżna Kinga pragnęła tym ludziom pomóc. Zerwała paciorki z szyi, które rozsypały się po ziemi, zebrała je a potem idąc rzucała. Gdzie padły małe paciorki, tam powstawały źródełka z bardzo czystą wodą, tworząc małe strumyki, a tam gdzie spadały większe, powstawały potoki, a gdzie spadały największej wielkości paciorki tam powstawały stawy. Poprzednie wieki mówiły o tym, co przekazywała sobie miejscowa ludność z pokolenia na pokolenie, że kiedyś była tu woda, ale zniknęła, ukazała się natomiast dzięki wstawiennictwu i łaskawości księżnej krakowsko sandomierskiej, św. Kingi[20].

            Brak jest jednak źródeł historycznych, które by świadczyły o tym, że w tej miejscowości rzeczywiście nie było wody, lub była a potem na jakiś czas zanikła.

            Wiemy jednak, że woda bardzo często żłobi sobie koryta podziemne czasem bardzo obniża się poziom wody, a po jakimś czasie ukazuje się woda w obfitości. W pobliżu Bochni i Wieliczki znajduje się miejscowość Suchoraba. Z nazwy można wnioskować, że niegdyś w tej miejscowości było koryto rzeki Raby i została po tym korycie rzecznym tylko zazieleniona dolina. Odwrotnie mogło być w miejscowości Łąkta Mała, gdzie ludzie cierpieli na brak wody, a potem woda się ukazała.

            Według legendy Łąkta Mała otrzymała wodę dzięki dobroci św. Kingi w czasie, kiedy uciekała przed Tatarami do Pienin. Trudno sobie jednak wyobrazić, by w tak wielkim niebezpieczeństwie jak szybki najazd Tatarów, św. Kinga uciekając z Sącza do Pienin wybierała drogę okrężną w kierunku Bochni, mając do pokonania znacznie krótszą i dogodniejszą trasę.

 

            G/ STOPA ŚWIĘTEJ KINGI

 

            Z pobytem św. Kingi w Pieninach ludność okoliczna łączy legendę o tak zwanych "STOPKACH", czyli wyciśniętych na głazach i skałach w różnych miejsco­wościach, na trasie z Sącza do Pienin, którą to drogą nie tylko uciekała św. Kinga przed Tatarami, ale i w późniejszych latach udawała się z klasztoru sądeckiego do zamku Pieniny.

            W procesie beatyfikacyjnym w r. 1629 świadek Szymon Czapnik mający wówczas 99 lat zeznał, że kiedyś w młodości widział w Pieninach ślady bosych stóp wyciśnięte na skale "jako na wosku wyrażone, które znaki są stóp św. Kingi, jako ludzie twierdzą stateczni i głos pospolity taki jest między ludźmi"[21]. Zeznanie to odnosi się do "stopki", która znajdowała się niegdyś na skale pod Sokolicą na prawym brzegu Dunajca[22].

            Drugą taką "stopkę" pokazywano w Charklowej nad Dunajcem w połowie drogi między Pieninami a Nowym Targiem. O tej "stopce" w wyżej wspomnianym procesie beatyfikacyjnym zeznawał świadek Koziorowski[23].

            W protokołach procesu beatyfikacyjnego św. Kingi z r. 1684 znajdujemy obszerne zapiski na ten temat, a mianowicie, że przy tej "stopce" wzniesiono przed laty kapliczkę z figurą Pana Jezusa na krzyżu. Zarówno krucyfiks jak i "stopka" były otoczone przez ludność okoliczną od niepamiętnych czasów głęboką czcią i corocznie w pewne dni szły tam z kościoła w Charklowej procesje.

            Kilkadziesiąt kroków od tej kapliczki, również nad brzegiem Dunajca był wyciśnięty na skale trzeci podobny ślad łączony z św. Kingą.

            Komisarze biskupi badający w r. 1684 wszystkie przejawy kultu św. Kingi udali się osobiście na miejsce znajdujących się "stopek" i oglądnąwszy je polecili notariuszowi procesu zapisać notę następującej treści: "Także w wiosce Charklowej oddalonej cztery mile od miasta Sącz nad brzegiem rzeki zwanej Dunajec blisko 600 metrów od kościoła znajdującego się w tej wiosce istnieje ślad nogi ludzkiej wyciśnięty w skale. W języku polskim zwany "stopką" świętej Kunegundy. Najstarsza tradycja na ten temat głosi, że kiedy Tatarzy grasowali po całej Polsce i całe królestwo ogniem i mieczem niszczyli, zagrażali także miastu Sączowi i okolicznym miejscowościom wtedy święta Kunegunda będąca już zakonnicą klasztoru sądeckiego, w celu uniknięcia skutków najazdu pogan wraz z zakonnicami udała się do zamku Pieniny, który posiadał naturalnie niedostępne otoczenie i obronne mury. Spiesząc się w drodze w sposób cudowny wycisnęła na tym kamieniu ślad, który zachował się po obecne czasy. Od niepamiętnych czasów pobożność ludzka wzniosła tu figurę męki Pańskiej, która stoi mimo wylewów rzeki i do tego miejsca w określone dni roku urządzane są procesje z kościoła w Charklowej.

            Także nieco wyżej w odległości około 400 metrów wieśniacy zamieszkali w Charklowej wskazali pięć podobnych śladów wyciśniętych w kamieniu i przysypanych ziemią. W celu sprawdzenia wiarygodności podanych przez świadków zeznań, Przewielebny Ksiądz Sędzia Komisaryczny wziąwszy ze sobą subpromotorów udał się na to miejsce i ślady owe zwane stopkami w obydwu miejscach obejrzał i stwierdził, że żadną ludzką sztuką, ani zręcznością nie są one wykonane, lecz w sposób cudowny jakby w wosku wyciśnięte. To wszystko widział, zbadał, rozważył i swojemu zaprzysiężonemu notariuszowi polecił zanotować"[24].

            W klasztorze starosądeckim siostry klaryski od r. 1821 przechowują "stopkę" św. Kingi wyciśniętą w kamieniu wyciętym spod Sokolicy[25].

            Wobec powyższych danych, jak więc należy zapatrywać się na tak zwaną "stopkę św. Kingi".

            Sprawa śladów wyciśniętych stóp przez twórców religii, aniołów, ludzi świętych była żywym zagadnieniem religijnym od kilkunastu wieków.

            W Azji pokazują w wielu miejscowościach rzekome ślady stóp Buddy i Kriszny. W Palestynie wskazują na ślady stóp patriarchy Henocha a w Syrii archanioła Gabriela. W krajach chrześcijańskich lud czci w wielu miejscowościach /w Ziemi Świętej, Rzymie, Konstantynopolu, Abisynii/ rzekome ślady stóp Chrystusa Pana, stopki Matki Bożej i różnych świętych.

            Św. Medarda zmarłego w połowie VI wieku przedstawiano na obrazach i rzeźbach jak wyciska w kamieniu ślady swoich stóp. Te bose stopki są częstym zjawiskiem także w Polsce. Najstarsza wiadomość o nich pochodzi z XIII wieku.

            Książę Mestwin w r. 1281 w dokumencie nadającym cystersom wieś Świecin oznacza jej granice w ten sposób: "aż do kopca zwanego Skarbowa Mogiła, dalej prosto przez gaj aż do pewnego kamienia, znajdującego się przy drodze publicznej, który nazywają "Bożą stopką".

            Najliczniej występują w Polsce stopki Matki Bożej np. w Podkamieniu, Poczajowie, Myślenicach, Pieczyskach i innych miejscowościach.

            Poza stopkami Matki Bożej spotykamy w Polsce stopki św. Wojciecha, św. Jadwigi Śląskiej, bł. Jadwigi Królowej /kościół OO.Karmelitów dawnej obserwy w Krakowie/, bł. Bogumiła i innych[26].

            Jakkolwiek wyciśnięte ślady stopy w kamieniach są widoczne i tradycja ludu przekazuje je jako ślady stopy św. Kingi, to jednak nie posiadamy żadnych historycznych źródeł potwierdzających autentyczność tych śladów i stwierdzających, że rzeczywiście są to ślady stopy św. Kingi.

            Obserwując dziwy przyrody możemy stwierdzić w jak przedziwny sposób warunki atmosferyczne "rzeźbią" i kształtują skały i kamienie. Możemy w tym działaniu dostrzegać nawet takie zjawiska jak kształty ludzkie, całego człowieka a nie tylko stopy. Dlatego też wieść o stopce św. Kingi trzeba zaliczyć między legendy ludowe.

 

H/ SZCZEGÓLNA ROŚLINNOŚĆ WOKÓŁ PIENIŃSKIEGO ZAMKU

 

            Ustna tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie mówi, że kiedy w roku 1241 Tatarzy dokonali najazdu na Polskę, wtedy książę Bolesław wraz z św. Kingą i swą matką Grzymisławą nie znalazłszy pomocy i wsparcia u swego teścia Beli IV, który także ze swoim krajem znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie, schronił się w Pieninach. Kinga ubrana w białą szatę przepasana błękitną szarfą, okryta czerwonym płaszczem i w maleńkiej koronie na głowie, wspinała się po skałach, pomagając sobie małą białą laseczką. Zdjęła z nóg obuwie, by po śliskich od deszczu głazach i licznych potoczków nie obsuwały się jej stopy. Na drobnych jej stopach od ostrych kamieni pojawiły się rany. Szła przeto płacząc od bólu i żalu nad losem narodu i kraju, którego była władczynią. Jej wielkie gorące łzy padały na ziemię wzdłuż całej drogi, a gdzie tylko padła taka łza młodocianej księżnej tam zawsze wyrastał i zakwitał biały goździk polny, gdzie padła kropelka krwi z poranionej stopy, pojawiał się goździk czerwony. A że wielką część drogi wypadło odbyć św. Kindze po stromych i skalistych Pieninach, przeto i goździków czerwonych i białych na jej pamiątkę rozsiało się tam jak najwięcej[27].

            Inna legenda mówi, że kiedy z polecenia Bolesława Wstydliwego zaczęto budować zamek Pieniny para książęca doglądała budowy i czuwała nad pracami przy wznoszeniu zamku. Św. Kinga ubolewała nad tym, że na nizinach jest tak wiele różnorodnych kwiatów, a wokół stromych zboczy górskich nie ma ani kwiatów, ani ziół. Wśród nagich skał rzadko porośniętych mchem zaczęły wić gniazdka ptaszki, których co roku było coraz więcej. To ptaszki na gołe skały, na ławy skalne znosiły w dziobkach ziemię, tak, że na ławach skalnych, występach i płaszczyznach powstawały ziemiste grządki. Latem pokryły się one białymi i różowymi skalnicami, błękitnymi goryczkami, srebrzystymi szarotkami. Z węgierskiej ziemi wiatry przywiały kolorowe kwiaty i zioła lecznicze, co jeszcze bardziej urozmaiciło otoczenie zamku. Kinga pielęgnowała te kwiaty, plewiła, podlewała, spulchniała ziemię, cieszyła się widokiem różnorodnych i różnobarwnych kwiatów i ziół. Książę Bolesław ilekroć nie było w pobliżu księżnej Kingi a pytano o nią, twierdził, że z pewnością przebywa wśród umiłowanych kwiatów, które podlewa, pielęgnuje, oczyszcza. Otoczenie miało przekonanie, że dzięki św. Kindze nawet róża zakwitnie na skale w pobliżu górskiego źródełka, a goździki polne okryją nagość szarego kamienia. Dziwiono się na widok ogrodów księżnej Kingi, chwalono piękne kwiaty i zioła, stwierdzając, że znalazły się one wokół zamku Pieniny dzięki dobroci i miłości Kingi, która żywi w sobie wielką miłość do wszystkich stworzeń, a szczególnie tych, które wymagają jej pomocy i opieki.

            Na temat św. Kingi i jej stosunku do przyrody w Pieninach i okolicy istnieje jeszcze inna legenda mówiąca o tym, że kiedy w roku 1257 budowano zamek w Pieninach zarówno Bolesław Wstydliwy, jak i jego małżonka św. Kinga doglądali prac przy budowie zamku. Św. Kinga podziwiała piękno gór i lasów, szeroką wstęgę rzeki, różnorodność kwiatów na nizinach, ale smuciła ją w Pieninach pustka, gdyż nie słyszała śpiewu ptaków, ani dostrzegała ich lotów. Im częściej przybywała do Pienin, tym łatwiej przekonywała się, że dobry Pan Bóg zaspokaja jej pragnienia, gdyż w pobliżu wznoszącego się zamku było coraz więcej gniazd ptasich, coraz więcej ptactwa przelatywało nad jej głową, a ich śpiew zachęcał św. Kingę do wychwalania Boga w Jego stworzeniach[28].

            W Nowym Mieście Korczynie, w widłach rzeki Nidy i Wisły, gdzie niegdyś stał zamek książęcy istnieje po dziś dzień kilka domów mieszkalnych. Tworzą one małą dzielnicę dawnego miasta królewskiego zwaną "Podegrodziem". Wokół wszystkich domów tej dzielnicy znajdują się pieczołowicie pielęgnowane ogródki kwiatowe. W ogródkach tych znajdują się nie tylko unikalne kwiaty, ale także ślicznie utrzymane rabatki. Tradycja od niepamiętnych czasów głosi, że kiedy św. Kinga przebywała na zamku w Nowym Korczynie, pielęgnowała wtedy kwiaty w przyzamkowym ogrodzie i tę miłość do kwiatów przeszczepiła w serca niewiast, które z czułością przekazują swoim córkom w następujących po sobie pokoleniach. Łatwo jeszcze dzisiaj stwierdzić, że ta troska o kwiaty nowokorczyńskich niewiast, zbliża ich serca do Boga, czyni je bardziej czułe na biedę i nędzę ludzką[29].

            Wszystkie te legendy mówiące o umiłowaniu przyrody przez św. Kingę zawierają w sobie podstawową prawdę, że św. Kinga jako wierna duchowa córka św. Franciszka starała się w życiu odzwierciedlać wszystkie cnoty, Serafickiego Patriarchy a szczególnie ten nowy rys franciszkański, jakim jest umiłowanie stworzeń jako wspaniałego dzieła miłującego Boga.

            Pierwszy biograf św. Franciszka tak pisze: "W pięknych rzeczach poznawał Najpiękniejszego, bowiem wszystko, co dobre wołało do niego: Ten, który nas uczynił jest najlepszy. Po śladach wyciśniętych w rzeczach wszędzie szedł za Ukochanym, ze wszystkiego czynił drabinę prowadzącą do Tronu.

            Wszystkie rzeczy obejmował uczuciem niesłychanej pobożności, mówiąc do nich o Panu i zachęcając do chwalenia Go. Chronił lampy, świeczniki i świece, nie chcąc swą ręką gasić blasku, co jest skinieniem światła wiecznego. Z szacunkiem chodził po skałach, a to ze względu na tego, co zwie się Opoką /.../ Braciom drwalom zabraniał ścinać całe drzewo, żeby miało nadzieję odrośnięcia na nowo. Ogrodnikowi kazał dookoła ogrodu pozostawiać nieuprawione obrzeże, ażeby na nim w swoich porach zieleń ziół i piękno kwiatów głosiły Ojca wszystkich pięknych rzeczy. W ogrodzie polecił wydzielić działkę na pachnące zioła i kwiaty, ażeby przywołać na pamięć ludziom błogość wiekuistą.

            Robaczki usuwał z drogi, aby ich nie podeptano, a pszczołom kazał zakładać miód i wino najlepsze, by w czasie mrozu zimowego nie poginęły z głodu. Mianem brata nazywał wszystkie żyjątka, chociaż ze wszystkich rodzajów zwierząt przede wszystkim lubił zwierzęta łagodne"[30].

            Kiedy św. Franciszek w okresie swego "nawrócenia" podczas choroby i rekonwalescencji błąkał się po ustroniach, mieszkał w grotach górskich, gdzie spędzał czas na rozmyślaniu i modlitwie, wtedy w obcowaniu z przyrodą krystalizował swoje ideały w służbie "Wielkiemu Królowi". Wtedy zrodziła się we Franciszku kontemplacja Boga Stwórcy w przyrodzie i nowe na nią spojrzenie nie oczyma człowieka światowego, ale oczami przemienionymi, szeroko otwartymi na obecność Bożą. Potem już przez całe życie obchodził miejsca odludne, aby sam jedynie w obcowaniu z przyrodą wielbić Stwórcę[31].

            Pochodzenie od jednego Ojca, którym jest Bóg Stwórca skłaniało Franciszka również do nawiązywania religijnej wspólnoty z każdym stworzeniem, poprzez wspólne uwielbienie Boga. Do modlitwy pochwalnej wzywał i modlił się razem z polami i winnicami, źródłami i kamieniami, lasami i ogrodami, ziemią i ogniem, z powietrzem i wiatrem, rybami i bażantem, świerszczem i owieczkami. Ptaszkom głosił kazania zachęcając do wdzięczności wobec Boga Stwórcy[32].

            Tego ducha braterstwa odziedziczonego po św. Franciszku a przejawiającego się poprzez uwielbienie Boga we wszystkich stworzeniach przekazała św. Kindze i bł. Salomei duchowi synowie św. Franciszka.

            W nawiązaniu przyjaźni pomiędzy Kingą a wszelkimi stworzeniami pomagały Kindze częste podróże po księstwie krakowsko sandomierskim, kiedy to podziwiała piękno wzniesień górskich, krętych rzek i strumieni wijących się wśród lasów i gór, wśród pól uprawnych. Ten franciszkański stosunek św. Kingi do przyrody został ubogacony pięknymi legendami, których treść potwierdza prawdę, że św. Kinga jako wierna córa duchowa św. Franciszka nie tylko dobrze rozumiała ducha św. zakonodawcy i ducha św. Klary, ale jeszcze w codziennym życiu dawała tego dowody, że wszelkie stworzenia były dla niej drabiną pozwalającą się wznieść wysoko na drodze uwielbienia Stwórcy wszystkich rzeczy.

            Wiemy, że Pieniny tworzą w naszym kraju specjalny mikroklimat, który sprzyja rozwijaniu się roślinności nie znajdującej się w innej części kraju[33], być może i dlatego ta wyjątkowa roślinność pomogła wytworzyć miejscowej ludności tak piękne legendy o stosunku św. Kingi do przyrody.

 

J/ POWRÓT Św. KINGI Z PIENIN DO STAREGO SĄCZA

 

            Jan Długosz[34] w życiorysie św. Kingi podaje, że Tatarzy nie spalili, jak to mieli w zwyczaju ani kościoła, ani klasztoru w Sączu, poprzestając tylko na spustoszeniu miasta, okolic i zabraniu znalezionej w klasztorze żywności i zapasów ze spichlerza. Tą niby względność niszczycielskiej hordy tatarskiej tłumaczy legenda, że kiedy Tatarzy wdzierali się na mury klasztorne i próbowali je burzyć, jakaś cudowna moc strącała ich z drabin, a spadający kamienieli na miejscu[35].

            Najstarszy życiorys św. Kingi podaje, że kiedy święta Pani wraz z siostrami i towarzyszącymi jej osobami powróciła do klasztoru z Pienin, nie znalazła żadnych środków potrzebnych do życia, gdyż wrogowie wszystko spożyli lub zabrali ze sobą. Ona jednak wezwawszy imienia Żywiciela wszystkich ludzi i stworzeń, zaopatrywała swoje siostry w liczbie siedemdziesięciu w żywność i odzienie aż do nowych zbiorów[36].

            Na podstawie dokumentów historycznych możemy stwierdzić, że gdyby klasztor starosądecki miał już obmurowany w sposób obronny kościół i sam klasztor, nie byłoby potrzeby uciekania przed Tatarami do Pienin, gdyż w Sączu łatwiej byłoby się obronić przed najazdem, ponieważ klasztor i kościół znajdował się na odpowiednim wzniesieniu i stanowiłby dogodny punkt obrony[37].

            Dokończenie budowy klasztoru i wzniesienie murów obronnych nastąpiło w latach 1288 - 1292, co miało miejsce już po najeździe Tatarów[38].

            Faktem historycznym pozostaje to, że kościół i klasztor w Sączu nie został zniszczony w czasie najazdu Tatarów, ale czym się w tym wypadku kierowali Tatarzy, którzy zwykli wszystko, co zdobyli niszczyć ogniem i mieczem, by mieszkająca tam, a ukrywająca się przed nimi ludność, nie miała, do czego wracać i wyginęła z głodu, tego trudno dociec.

            Trudno także uważać za fakt historyczny, że św. Kinga po powrocie z Pienin zaspokajała w cudowny sposób potrzeby materialne jak żywność, odzienie siedemdziesięciu sióstr przez przeciąg sześciu miesięcy, nie zastawszy nic ze zgromadzonych zapasów klasztornych, które zużyli lub zabrali ze sobą uchodzący Tatarzy.

            Ludność chroniąca się przed Tatarami w górach i niedostępnych lasach zabierała ze sobą rzeczy konieczne do życia, licząc się z dłuższym pobytem poza własnymi siedzibami i możliwością przeżycia.

            Możemy wyciągnąć odpowiednie wnioski na podstawie opisu cudu przekazanego nam w księdze De miraculis, a mianowicie, że kiedy św. Kinga potrzebowała wina, wtedy zjawili się przy furcie klasztornej dwaj młodzieńcy o nieprzeciętnej piękności i przekazali dwie flasze wina. Siostra furtianka była przekonana, że to byli aniołowie z nieba[39]. Poza mniemaniem furtianki nie mamy żadnych dowodów na to, że wino znalazło się w klasztorze w sposób cudowny i było przyniesione przez aniołów w postaci młodzieńców. Bez uciekania się do cudownego zdarzenia możemy stwierdzić, że bardzo wielu ludzi korzystało z duchowej i materialnej pomocy klasztoru starosądeckiego. Ludzie wiedzieli o świątobliwym życiu zakonnic, zasięgali u nich rady, prosili o modlitewne wstawiennictwo u Boga nie tylko św. Kingę, ale wszystkie siostry przebywające w klasztorze.

            Doświadczenie życiowe uczy, że braki i nieszczęścia jednoczą ludzi, pobudzają do wzajemnej pomocy, wsparcia materialnego i duchowego.

            Św. Kinga zarządzała licznymi wsiami ziemi Sądeckiej. Nie wszystkie wsie zostały zniszczone przez Tatarów. Z innych ludność kryjąca się przed najeźdźcą, zabierała ze sobą środki do życia. Stąd jasnym jest, że jedni ludzie na mocy obowiązku, inni, kierując się miłosierdziem, wspierali ogołocony klasztor tak, by siostry nie przymierały z głodu do nowych zbiorów, a w zamian za to swoją modlitwą i ofiarnym życiem w klasztorze, wypraszały dla wszystkich potrzebne łaski u Boga.

            Tam gdzie to jest możliwe, aby sprawy doczesne tłumaczyć w sposób naturalny, nie potrzeba uciekać się do cudów.

            Ze źródeł historycznych wiemy, że św. Kinga była dobrą administratorką dóbr klasztornych, dbała o dochody klasztorne, zabezpieczała zakonnicom byt materialny w tym celu, by pozbawione troski o rzeczy materialne, mogły się tym gorliwiej oddawać służbie Bożej, ćwiczyć się w cnotach, promieniować świętością na otoczenie, utwierdzać w dobrym ludzi żyjących w świecie i borykających się z różnymi trudnościami i przeciwnościami.



[1] Vita I - Przybyszewski, s.135.

[2] j.w. s.135 i 137.

[3] Vita II - Mojecki, s.153-154.

[4] j.w. s.154.

[5] Frankowic, dz.cyt. s.193-194.

[6] Dobkiewiczowa Kornelia, Drogocenne wiano, Katowice 1988, s.40.

[7] j.w.

[8] Szczęsny Morawski, Starosądecczyzna, Kraków 1862, s.96 - 174.

[9] j.w.

[10] j.w.

[11] Parasiewicz Szczęsny, Święta Kinga królowa Polska, Lwów 1888, s.31-39.

[12] Kodeks Dyplomatyczny Małopolski, T.II, nr 489, s.138-139.

[13] Wielka Encyklopedia Powszechna, Warszawa 1966, T.8, s.634.

[14] Vita II - Mojecki, s.154.

[15] Rosół Stanisław, Opis uroczystego obchodu 600-letniej rocznicy śmierci św. Kunegundy, odbytego w Starym Sączu od 23 lipca do 31 lipca 1892, Nowy Sącz 1892.

[16] Vita I, c.XXXIX, s.715. 

 

[17] Mojecki, dz.cyt. s.153-154.

[18] Morawski Szczęsny, dz.cyt. s.153-154.

[19] Jan Wiktor, Pieniny i ziemia sądecka, Kraków 1958, s.98-253.

[20] Dobkiewiczowa Kornelia, dz.cyt. s.64 i in.

[21] Proces beatyfikacyjny /.../ Kingi z r. 1629, k.61.

[22] Kowalski, dz.cyt. s.142.

[23] Proces beatyfikacyjny /.../ Kingi z r. 1629, k.95.

[24] Proces beatyfikacyjny z r. 1684, k.143; Czesław Bogdalski, Błogosławiona III Zakonu, 8/1892 s.194-202.

[25] Sygański Jan T.J., Arendy klasztoru starosądeckiego w XVI i XVII wieku, Lwów 1904, s.84.

[26] Baruch A.; Boże Stopki, Archeologia i folklor kamieni z wyżłobionymi śladami stóp, Warszawa 1907, cytuję za Kowalskim, dz.cyt. s.270, przyp. 32.

[27] Dobkiewiczowa Kornelia, dz.cyt. s.56.

[28] j.w. s. 39-40; Malicki Tadeusz, Dunajcowe wody, Warszawa 1939, s. 49-53.

[29] Dobkiewiczowa, dz.cyt. s. 96.

[30] Wczesne źródła franciszkańskie, T.I, s. 167.

[31] Świerczek Zbigniew, Ekologia - Kościół i św. Franciszek, Kraków 1990, s. 14.

[32] j.w. s. 123.

[33] Wielka Encyklopedia Powszechna, Warszawa 1966, T.8, s. 634.

[34] Vita II, c.XXI, s. 269-270.

[35] Zeznania Reginy Stolarzównej w procesie beatyfikacyjnym z r. 1629, k. 89.

[36] Vita I, c.LXIV, s. 720.

[37] Bogdalski Czesław, dz.cyt. s. 149-159; Załęski, Święta Kinga i jej klasztor starosądecki, Lwów 1882, s. 30.

[38] Sygański T.J. dz.cyt. s. 86.

[39] Vita II, de miraculis.

Kreator IAP - (C)opyright by Interaktywna Polska